16.08.2013

Pobiegłam...

Ktoś może powiedzieć: A co w tym dziwnego, przecież biegasz już (dla niektórych to zapewne dopiero) od prawie pół roku? No biegam, a i owszem, ale zawsze w naszej dwuosobowej amatorskiej drużynie biegowej. Z bieganiem w pojedynkę zawsze miałam problem. Spróbowałam może ze dwa razy i zawsze w głowie kłębiły mi się dylematy natury prawie że filozoficznej:) … ale w jakim kierunku biec… ale zacząć jak wyjdę z klatki czy dopiero za ogrodzeniem… I tym sposobem lata leciały, a bieganie czekało sobie na lepsze czasy.
Wczoraj wieczorem kręciłam się i kręciłam, wyciągnęłam buty, koszulkę, rozpaczliwie szukałam dłuższych spodenek… Plan treningowy uratował telefon:) Druga połowa naszej pary biegaczy dzwoniła z Zakopanego z relacją po odprawie wolontariuszy  Biegu Ultra Granią Tatr (relacja oczywiście po powrocie na blogu). Pobiegaj przed kolacją. Ja już biegałem. 55 minut. 
Ok, wychodzę i wyszłam:) Pierwszy raz postanowiłam też pobiegać z muzyką w tle.
No i była moc!  9 km w 00:51:54 minut m.in. z Getting away with it (James), Papillon (Editors), Selawi (Łąki Łan), Running on (Villa Nah), Absolute Beginners (David Bowie) w tle. Taka przyjemna muzyczna lista biegowa mi się stworzyła. Szczególnie przy moim ulubionym James nogi same niosły:)




2 komentarze:

  1. U mnie odwrotnie - samotność w bieganiu a gdy pojawia się ktoś obok to jakoś tak dziwnie.
    Czasem warto jednak spróbować czegoś nowego - jak widać, nie zawsze nowe jest złe :)
    Świetny wynik!

    OdpowiedzUsuń
  2. nie ma się co bać, tylko próbować trzeba nowych rzeczy:)

    OdpowiedzUsuń