10.10.2013

X Danske Bank Vilnius Half Marathon (cz. 2)

W końcu zebraliśmy się w sobie i napisaliśmy część drugą i ostatnią relacji z wyjazdowego biegania, czyli z naszego pierwszego półmaratonu w Wilnie :) Co prawda minął już prawie miesiąc od naszego wielkiego dnia, ale wyobraźmy sobie, że właśnie pożegnaliśmy się z sympatycznym, nowopoznanym Białorusinem i wyruszyliśmy na start…

Daleko nie było. Pogo Hostel, w którym zatrzymaliśmy się zlokalizowany jest około 200 metrów od linii startu. Nie musieliśmy więc nawet brać ubrań biegowych na zmianę. W depozycie zostawiliśmy jedynie cienkie kurtki. Niebo było nieco zachmurzone, ale nie padało. Pogoda idealna do biegania. Do długiego biegania :)



Pogo Hostel to dosyć dobra miejscówka, jeżeli planujecie wybrać się na kilka dni do Wilna i nie szukacie pięciogwiazdkowego hotelu. Po pierwsze - atrakcyjne ceny, po drugie - w hostelu dostępne są pokoje dwuosobowe i po trzecie - hostel jest w samym centrum Wilna, nieopodal Placu Katedralnego. Można się jedynie przyczepić wspólnej łazienki na korytarzu (no ale o tym wiedzieliśmy od początku) oraz braku szafy w pokoju (o tym nie wiedzieliśmy, nie wiedzieliśmy także że nie będzie jakiejkolwiek szafki :) ale że przyjechaliśmy biegać a nie rozkładać ubrania na półkach to nie miało to dla nas większego znaczenia).




Dotarliśmy na Plac Katedralny. Tłoczno. Biegacze, kibice, turyści. Starszy pan rozgrzewa się truchtając. My pomachaliśmy trochę nogami w parku naprzeciwko hostelu :)




Równie tłoczno na starcie, ale nie aż tak jak się spodziewaliśmy. Impreza w Wilnie - w porównaniu z imprezami biegowymi w Polsce, zwłaszcza w Warszawie (myślimy tutaj o imprezach, których głównym punktem jest maraton) - miała raczej „kameralny” charakter. Jak podaje na stronie www organizator, półmaraton ukończyło 1400 osób, a maraton 633. Na liście startowej było nas znacznie więcej. Ponad połowa jednak ze zgłoszonych albo ma przy swoim nazwisku DNS (Did not Start, czyli nie startował albo DNF ( Do Not Finished) – nie ukończył biegu. My ukończyliśmy, ale o tym za chwilę, bo w sumie to jeszcze nie wystartowaliśmy :)



Wystartowaliśmy. Wszyscy razem. I maratończycy i półmaratończycy. Oni dwie pętle, my jedną. Oni mieli szansę dwa razy zobaczyć piękne i urokliwe miejsca w Wilnie. My niestety tylko raz :) W sumie to aż raz, bo przecież na starcie nie mogliśmy przewidzieć, czy te 21 km przebiegniemy i jeszcze będziemy mieli siłę podziwiać okolicę :) No ale mieliśmy.

Urozmaicona trasa naszego pierwszego półmaratonu to coś, co na pewno na długo zapamiętamy. Start i metę usytuowano na Placu Katedralnym, w samym centrum miasta. Pierwsze kilometry pokonywaliśmy – po przebiegnięciu przez Karalius Mindaugo tiltas (most Mendoga) – wzdłuż prawego brzegu rzeki Neris (Wilii), z rozciągającą się po lewej stronie piękna panoramą miasta. Biegło się fajnie, od początku trzymaliśmy równe tempo. Wiedzieliśmy, że siły musimy rozłożyć na 21 km, więc nie szarżowaliśmy. 


Kolejny odcinek trasy to wąskie uliczki dzielnicy Žvėrynas (Zwierzyniec), tym razem w otoczeniu nowoczesnej małej architektury – wyglądało to trochę jak dzielnica ambasad albo tzw. „nowobogackich” - wkomponowanej w stare, czasami już walące się drewniane domki. Klimat fajny, może tylko uliczki nieco za wąskie, ale wszyscy jakoś dawaliśmy radę. Na trasie pojedynczy, ale za to mocno zaangażowani w kibicowanie, mieszkańcy Wilna.
Na kolejnym odcinku mogliśmy poczuć się jak na długich wybieganiach w lesie. Trasa wiodła bowiem przez piękny Vingio Parkas (Park Zakręt). Były więc i podbiegi, i zbiegi, i mnóstwo soczystej zieleni i punkt żywieniowy a raczej „wodny”, który już na tym etapie biegu był baaaardzo potrzebny. Dodatkowo „wsparliśmy się” żelem.
Trasa półmaratonu wiodła również przez piękną – nazywaną wileńskim Montramarte – dzielnicę Užupis (Zarzecze). Wąskie, kręte uliczki i dużo podbiegów. I tym właśnie krętymi uliczkami Zarzecza dotarliśmy na ostatnią prostą, która prowadziła już na metę. 
























Zrobiliśmy to! Przebiegliśmy nasz pierwszy półmaraton w czasie 1:56:52. Takiego wyniku, przyznamy szczerze, nie spodziewaliśmy się. Celowaliśmy w 2 godziny, a tymczasem udało nam się nawet te 2 godziny złamać. Taką przyjęliśmy strategię przed biegiem. Na starcie ustawiliśmy się z grupą maratończyków, która biegła na 4 godziny. Prosta kalkulacja – oni zrobią dwie pętle w 4 godziny, my jedną – w 2. Udało nam się trochę przyspieszyć - chociaż końcówka „pod górkę” nie była lekka - i urwać te kilka minut.

A na mecie ścisk i kolejka po medale. Dosłownie. Zrobił się mały korek i po odbiór medali trzeba było się przeciskać przez barierki zabezpieczające trasę. Na polskich imprezach biegowych medale ładnie wiszą na specjalnych wieszakach kilkanaście metrów za linią startu. Tutaj wisiały, ale przed rozpoczęciem imprezy. Potem zrobił się jednak już taki tłok, że medale rozdawano bezpośrednio z pudełek. Sama atmosfera na mecie była jednak tak pozytywna, że nawet za specjalnie nie narzekaliśmy, że musimy się przeciskać po medal. Medal to medal. Nie ważne, czy z wieszaka czy z pudełka.



Za chwilę na mecie mieli pojawić się pierwsi maratończycy. No i pojawili się, a wśród nich nasz nowopoznany, sympatyczny kolega z Białorusi – Vasili. Wpadł nam metę jako czwarty, z czasem 2:42:29!
Vasili


No cóż, było minęło. Teraz czas na nowe wyzwania. Jeżeli jednak planujecie na przyszły rok jakiś biegowy wyjazd to Wilno szczerze polecamy. Piękna miejscówka, świetna atmosfera, brak biegowego lansu i zróżnicowana „oferta” (maraton, półmaraton, 10 km, 4,2 km) i dobrze spędzony weekend mamy zagwarantowany.



2 komentarze:

  1. Witam
    Mogli byście dopisać ile kosztuje wpisowe i nocleg oraz podróż na tą imprezę

    OdpowiedzUsuń
  2. Cena za bilet autobusem w obie strony – 146 zł, nocleg – pokój dwuosobowy – 25 euro za dobę, pakiet startowy (półmaraton) – 19 euro (ta cena obowiązuje do 31 maja).
    Zapraszamy na nasz portal www.runandtravel.pl. Będzie konkurs, a w nim do wygrania pakiet startowy :)

    OdpowiedzUsuń