Wczoraj wieczorem kręciłam się i kręciłam, wyciągnęłam buty, koszulkę, rozpaczliwie szukałam dłuższych spodenek… Plan treningowy uratował telefon:) Druga połowa naszej pary biegaczy dzwoniła z Zakopanego z relacją po odprawie wolontariuszy Biegu Ultra Granią Tatr (relacja oczywiście po powrocie na blogu). Pobiegaj przed kolacją. Ja już biegałem. 55 minut.
Ok, wychodzę i wyszłam:) Pierwszy raz postanowiłam też pobiegać z muzyką w tle.
No i była moc! 9 km w 00:51:54 minut m.in. z Getting away with it (James), Papillon (Editors), Selawi (Łąki Łan), Running on (Villa Nah), Absolute Beginners (David Bowie) w tle. Taka przyjemna muzyczna lista biegowa mi się stworzyła. Szczególnie przy moim ulubionym James nogi same niosły:)
U mnie odwrotnie - samotność w bieganiu a gdy pojawia się ktoś obok to jakoś tak dziwnie.
OdpowiedzUsuńCzasem warto jednak spróbować czegoś nowego - jak widać, nie zawsze nowe jest złe :)
Świetny wynik!
nie ma się co bać, tylko próbować trzeba nowych rzeczy:)
OdpowiedzUsuń