31.08.2013

Wiejska mała zabawa biegowa

W Międzynarodowy Dzień Blogera postanowiliśmy się trochę zabawić. Wybraliśmy się więc na wieś, na małą zabawę:) Oczywiście na małą zabawę biegową.

Pierwszy raz o małej zabawie biegowej usłyszeliśmy od Józka (to ten od filmu Bieg Szlak Trafi 2013), on z kolei o MZB usłyszał od pana Janusza Rżewskiego, który obecnie jest mistrzem brydża i pasjonatem badmintona, w czasach studenckich był jednak lekkoatletą i gdy studiował na Politechnice Łódzkiej wykręcił taki czas w biegu na 3 000 metrów (był rok 1962), że do tej pory nikt tego rekordu nie pobił. 

Naszą wiejską małą zabawę biegową – jako najbardziej zorientowany w temacie – poprowadził właśnie Józek. Był więc i lekki bieg, i odcinki truchtu z ćwiczeniami w biegu, i wstawki z biegiem w szybkim tempie (interwały)… Nie ma co, trochę się zmęczyliśmy. 

Na deser zostawialiśmy sobie 8 km do zrealizowania według naszego planu treningowego (tak, tak, nasz pierwszy półmaraton już za 2 tygodnie!). I pobiegliśmy wśród łąk, pól i kawałka lasu, mijając po drodze zdziwionego lekko pana z kosą, weselną orkiestrę, krowy, konie… 



Ps.1 Przeczytaliśmy dzisiaj bardzo mądrą myśl: „Chcesz biegać szybciej? To biegnij szybciej”. To nasze kolejne wyzwanie. Bierzemy się za nie jak tylko wrócimy z Wilna. 
Ps. 2 Kilka mądrych myśli "wypadło" nam też z książki „Jedz i Biegaj” Scott Jurek (ale o tym w oddzielnym wpisie).

29.08.2013

BOOST pierwsze wrażenia




Lekkość. To pierwsze wrażenie kiedy wypakowywałem z pudełka Adidas BOOST. Wyglądają na bardzo lekkie. Kiedy wziąłem jednak do jednej ręki mojego starego Asicsa, a do drugiej nowego BOOSTA, to już różnica wagowa nie była tak duża. Nie, no jednak są lekkie Przekonałem się o tym, kiedy już je założyłem i pobiegłem. Na nogach prawie ich nie czuć.
Wrażenie numer dwa. Są miękkie i opatulają stopę jak skarpetka, a jednocześnie dobrze i stabilnie tę stopę trzymają.
Wrażenie numer trzy. Sprężysta podeszwa. Czuję, że w butach tych tkwi potencjał, którego nie potrafię jeszcze wykorzystać. Wydaje mi się, że dopiero lepsza technika biegania pozwoli docenić wszystkie zalety tych butów. 




To na razie tyle po pierwszych 10 km.

26.08.2013

Energetyczne cytrynki

Już są. Przyjechały :)
Moja wygrana w facebookowym konkursie Adidas Running. Piękne jarzeniowo-żółte energy boosty.






































Jutro pierwsze bieganie :)



Jak nie biegamy, to gotujemy:)

25.08.2013

Spacerowo, biegowo, interwałowo...

Wczoraj było i spacerowo i biegowo i interwałowo. Taka ruchliwa sobota się nam trafiła. Na początek od 12.00 do 16.00 kręciliśmy się po Starym Mieście. Tak, tak. Cztery godziny kręcenia się, spacerowania, szybkiego kroku i przystawania... Brzmi dziwnie, ale do tego mniej więcej – jeżeli mówimy o samym ruchu - można sprowadzić udział w roli reporterki i fotoreportera w grze miejskiej „Starówce na ratunek”, organizowanej przez Dom Spotkań z Historią. Efekty naszego kręcenia się już niedługo w jednym z magazynów dla młodzieży (zdjęciowe making off poniżej:)

Po takim „rozruchu” 8 km + interwały 6 x 20 sekund nie było już dużym wyzwaniem. Szkoda, że punkt 12.00 nie włączyliśmy Endomondo. Moglibyśmy znaleźć się w pierwszej 10-tce rywalizacji organizowanej właśnie na Endomondo w ramach promocji najnowszych butów Reeboka. Zasady wydawały się proste. Podłączamy się do grupy biorącej udział w konkursie, aplikacja zlicza nam… No właśnie, gdyby zliczała przebiegnięte kilometry albo spalone kalorie prawdopodobnie nikt nie zgłaszałby zażaleń. Niestety, w rywalizacji liczy się czas „wybiegany” za jednym podejściem. „Pokonujcie kilometry, spalajcie kalorie, a przede wszystkim biegnijcie jak najdłużej, by wygrać nagrody od Reebok – w tym buty z najnowszej serii Reebok One Series.”

No i tym sposobem mamy… na 1 miejscu w kategorii „Mężczyźni” młodego człowieka, który jakoby biegł 1d:10g:15m:48s. W kategorii „Kobiety” młodą panią, która ma za sobą 5 treningów i 11,66 km „zrobiła” w 7g:51m:53 s. Na mapie Endomondo teren jakby górzysty. Ale gdyby nawet… To raczej był wolny spacer z długimi odpoczynkami.

Nie emocjonujemy się co prawda tak konkursem jak większość komentujących na Endomondo, ale i tak uważamy, że ktoś - wpadając na pomysł zorganizowania konkursu – nie odpowiedział sobie na wszystkie pytania, zanim konkurs uruchomił… Przede wszystkim nie postawił sobie pytania najważniejszego… czy dane podawane przez uczestników konkursu będą wiarygodne. Mamy więc irytację uczestników konkursu, którzy tym na najwyższych pozycjach zarzucają nieuczciwość. I trudno się temu dziwić. Mamy niestety i pierwsze negatywne reakcje w kierunku organizatora… „Reeboka nie interesuje kto wygra, czy oszukiwał czy nie. najważniejsze że zareklamuje buty”. Czy marka jakoś zareaguje? Powinna. Chociaż na razie twardo milczy…


24.08.2013

Ja na Grzesiu

Bieg ultra Granią Tatr cz.2



Wczesna pobudka i już koło 3.00 nad ranem zameldowaliśmy się pod schroniskiem w Dolinie Chochołowskiej. Przy czołówkach - już każdy niezależnie – poszliśmy na swoje wyznaczone punkty. Ja i Mateusz o 4.00 mieliśmy pojawić się na Grzesiu. Po drodze rozstawialiśmy żółte chorągiewki. Po godzinie byliśmy na szczycie. Załapaliśmy się jeszcze na piękny widok pt. „Zakopane nocą”. Było chłodno i rześko. Ubrani w ciepłe kurtki, czapki i rękawiczki zaczęliśmy rozkładać punkt na Grzesiu. Robiło się coraz jaśniej. Wschód słońca mieliśmy więc przed sobą w całej krasie.
Gdy byliśmy już gotowi do pracy dostaliśmy wiadomość, że pierwsza grupa zawodników ruszyła na trasę. Mieliśmy więc chwilę wytchnienia na podziwianie wschodu słońca i widoków roztaczających się przed nami Tatr Zachodnich.

Chwilę po 5.00 pojawili się pierwsi zawodnicy. Naszym zadaniem było m.in. zapisywanie kolejności zawodników na punkcie kontrolnym, wskazywanie im dalszej trasy, zbieranie opakowań po żelach, no i oczywiście zagrzewanie do boju.
Na początku jeszcze mogłem przyglądać się zawodnikom. Jedni wbiegali z pasja biegania w oczach i nawet nie zatrzymując się biegli dalej. Inni zatrzymywali się na chwilę, robili pamiątkowe zdjęcia, mieli chwilę na pogawędkę.
W pewnym momencie nastąpiła taka kumulacja zawodników, że nie mogłem nawet podnieść głowy znad kartki. Mateusz w tempie karabinu maszynowego dyktował mi numery zawodników, którzy przekraczali punkt kontrolny. Po 6.00 przybiegła dwójka „zamykaczy” biegu. To był znak, że nasza robota na Grzesiu dobiega końca. Posprzątaliśmy, zabraliśmy oznaczenia trasy, powitaliśmy pierwszych turystów i… rozłożyliśmy się na ziemi, żeby się wygrzać w coraz bardziej przypiekającym słońcu i poczekać na kolegę z sąsiedniej przełęczy.
Po śniadaniu w schronisku zarządziliśmy odwrót do Zakopanego. Zdążyłem wykąpać się na kempingu i ruszyłem w stronę Kuźnic, by kibicować przybywającym na metę. Dosłownie chwilę po moim przybyciu pojawił się pierwszy zawodnik. Przemek Sobczyk pokonał całą trasę w rewelacyjnym czasie 9:09!!!! Potem było długo, długo nic… i dopiero po 40-minutowej przerwie na mecie pojawił się Hiszpan, Salvador Calvo, trzeci był Józef Pawlica.
Na godz. 21.00 zaplanowano zamknięcie biegu i w sumie aż do tego czasu na mecie pojawiali się kolejni zawodnicy. A na mecie na wszystkich zawodników i wolontariuszy czekał pyszny obiad z Jurta Bar i do wyboru zimne piwko lub pepsi :)



Wracając na kemping myślałem sobie, że fajnie było w jakimś tam procencie przyłożyć rękę do organizacji tak fajnego biegu. Góry od zawsze były moją pasją, bieganie jest stosunkowo nową. Mam za sobą udział w kilku biegach, obserwuję więc to, co dzieje się na starcie, podczas biegu i na mecie, z punktu widzenia biegacza. Zgłaszając się na wolontariusza do Biegu ultra Granią Tatr chciałem nie tylko zobaczyć jak wygląda organizacja biegu od podszewki, ale i „odpracować” to, co już sam dostałem od wolontariuszy biorąc udział w biegach. Oczywiście nie bez znaczenie był również fakt, że to był bieg górski.
Połączenie obu pasji - gór i biegania - bardzo mi się podoba. Wspominając sobie nasze podbiegi na Babią Górę i bieg po wąwozach na Bieg Szlak Trafi myślę, że chciałbym, żeby z połączenia tych dwóch pasji coś wyszło.
 Główny cel na przyszły rok to maraton na płaskim, ale chętnie wziąłbym też udział w krótszych biegach terenowych. Jeżeli Bieg Ultra Granią Tatr odbędzie się przyszłym roku, to zgłaszam się na wolontariusza, a jeżeli odbędzie się w roku 2015 to stawiam się na starcie jako zawodnik na bank!

23.08.2013

Bieg ultra Granią Tatr cz.1

„Szukamy osób do pomocy przed i podczas zawodów, które chcą nam pomóc przy organizacji. Część z Was będzie potrzebna w biurze, część do prac fizycznych przy rozstawianiu banerów, część do pomocy w punktach żywieniowych i na mecie. Jedni pójdą na trasę, inni będą pomagać zawodnikom.” Nie pamiętam już, gdzie trafiłem na to ogłoszenie. Od razu jednak wiedziałem, że wyślę swoje zgłoszenie. No i wysłałem :) W krótkich żołnierskich słowach napisałem, że biegam, że góry od zawsze są moją pasją, że mam wieloletnie doświadczenie przy organizacji imprez outdoorowych. Zgłoszenie zostało przyjęte. I tak zostałem wolontariuszem Biegu ultra Granią Tatr.

15 sierpnia rano zameldowałem się w Zakopanem. Nadal nie wiedziałem, do jakich zadań zostanę przydzielony. Wszystko miało się wyjaśnić podczas wieczornej odprawy wolontariuszy. Wieczorem sala pękała w szwach. Podobno organizatorzy – do czego przyznali się już po imprezie – trochę się obawiali, czy przyjadą wszyscy. Trudno się temu dziwić. W końcu zgłaszając się na wolontariusza nie podpisuje się żadnej deklaracji.

Wstępnie omówiono, co będzie się działo następnego dnia, jakie prace będą wykonywane. Wolontariusze byli potrzebni głównie do zabezpieczenia podzielonej na trzy odcinki trasy, do obsługi dwóch punktów żywieniowych oraz do pracy w biurze zawodów.

Dołączyłem do grupy znajomych z UKA, którzy zgłosili się „obsługi” pierwszego odcinka trasy. Naszym zadaniem było przed biegiem - oznaczenie trasy, a w trakcie biegu – pełnienie roli sędziów, którzy pilnują przestrzegania regulaminu, w tym między innymi zwracają uwagę na to, żeby zawodnicy nie skracali sobie trasy. Oczywiście mieliśmy również pilnować, żeby nie zaśmiecano parku, no i zapisywać kolejność zawodników przy przekraczaniu punktu kontrolnego. Za zabezpieczenie całej trasy odpowiadał TOPR. Każdy odcinek miał swojego „szefa”. Naszym był „Gienek”, który odpowiadał również za całą trasę zawodów. 



Następnego dnia rano toprowskim land roverem pojechaliśmy do Doliny Chochołowskiej. Cel? Przejść i omówić szczegółowo trasę, zdecydować, które jej odcinki muszą zostać zamknięte dla biegnących, a które udostępnione i odpowiednio oznaczone żółtymi chorągiewkami. Tego dnia przeszliśmy odcinek od schroniska w Dolinie Chochołowskiej, szlakiem przez Grzesia, Rakoń, Wołowiec, Jarząbczy Wierch, Starorobociański Wierch, Ornak, Iwanicka Przełęcz aż do schroniska na Hali Ornak.
Po drodze „Gienek” zwracał uwagę, gdzie mamy stawiać czerwonego chorągiewki, które ograniczają przejście, a gdzie żółte, które wyznaczają trasę. Podczas przygotowywania trasy był czas na rozmowy i poznawanie się. Okazało się, że oprócz wspinaczy z UKA w naszej grupie są także osoby biegające z ciekawymi dokonaniami na koncie… maratończycy, biegacze górscy i dziewczyna, która biegła w UTMB (Ultra-Trail du Mont-Blanc).
Ta malownicza wycieczka zajęła nam 7 godzin. Najlepszemu zawodnikowi, zwycięzcy Biegu zaledwie 3:09:40.

Pobudka kolejnego dnia zapowiadała się dosyć wcześnie… o 2 nocy. Przede mną było więc całe cztery godziny spania… cdn.

21.08.2013

A Warszawa coraz mniejsza:)

Od kiedy zaczęliśmy biegać, zupełnie inaczej myślimy o odległościach. Może sprecyzujmy, od kiedy „przy jednym podejściu” robimy więcej niż 10 km, inaczej myślimy o odległościach.
Odległości pokonywane do tej pory pieszo, samochodem, komunikacją miejską teraz są jakby inne. Krótsze? Przynajmniej takie sprawiają wrażenie. Wcześniej nie zastanawialiśmy się, ile kilometrów jest z punktu A do punktu B, raczej w jakim czasie dostaniemy się z punktu A do punktu B.
W związku z tym dzisiaj znowu czekało na nas kolejne zaskoczenie… Do przebiegnięcia według planów treningowych mieliśmy 20 km. No dobra, to pobiegniemy tak jak zwykle Wrocławską do Kebaba, potem Powstańców Śląskich i Żołnierzy Wyklętych skręcimy do lotniska. Potem znowu Powstańców Śląskich aż do Generała Maczka. W tym punkcie zwykle odbijamy na Forty Bema. Tym razem pobiegliśmy prosto Powązkowską aż do Okopowej, a z Okopowej skręciliśmy w Leszno.
No szmat drogi. Trzy dzielnice – Bemowo, Żoliborz, Wola – a na Lesznie miła pani z Endomondo informuje: ten kilometers, fifty nine minutes. Taki KAWAŁ i jest dopiero 10 km???? Nie ma szans, żeby zrobić 20 km, ustalając metę po domem.
Udało się 17.46 km.



19.08.2013

Wróciłem z Zakopanego...

...pełen wrażeń i emocji.

Dużo się działo.
Już wkrótce napiszę więcej jak wyglądały przygotowania, co robiłem, jaki był mój wkład w Bieg.

pierwszy i ostatni zawodnik na mecie

16.08.2013

Pobiegłam...

Ktoś może powiedzieć: A co w tym dziwnego, przecież biegasz już (dla niektórych to zapewne dopiero) od prawie pół roku? No biegam, a i owszem, ale zawsze w naszej dwuosobowej amatorskiej drużynie biegowej. Z bieganiem w pojedynkę zawsze miałam problem. Spróbowałam może ze dwa razy i zawsze w głowie kłębiły mi się dylematy natury prawie że filozoficznej:) … ale w jakim kierunku biec… ale zacząć jak wyjdę z klatki czy dopiero za ogrodzeniem… I tym sposobem lata leciały, a bieganie czekało sobie na lepsze czasy.
Wczoraj wieczorem kręciłam się i kręciłam, wyciągnęłam buty, koszulkę, rozpaczliwie szukałam dłuższych spodenek… Plan treningowy uratował telefon:) Druga połowa naszej pary biegaczy dzwoniła z Zakopanego z relacją po odprawie wolontariuszy  Biegu Ultra Granią Tatr (relacja oczywiście po powrocie na blogu). Pobiegaj przed kolacją. Ja już biegałem. 55 minut. 
Ok, wychodzę i wyszłam:) Pierwszy raz postanowiłam też pobiegać z muzyką w tle.
No i była moc!  9 km w 00:51:54 minut m.in. z Getting away with it (James), Papillon (Editors), Selawi (Łąki Łan), Running on (Villa Nah), Absolute Beginners (David Bowie) w tle. Taka przyjemna muzyczna lista biegowa mi się stworzyła. Szczególnie przy moim ulubionym James nogi same niosły:)




11.08.2013

Moc rośnie

Druga 18-tka nie zrobiła na nas już tak dużego wrażenia jak ta pierwsza. Wiedzieliśmy, że damy radę. Skupiliśmy się bardziej na wyborze ładnej trasy. W sumie to nawet długo się nie skupialiśmy:), bo poprzednia nam się spodobała, więc i tym razem pobiegliśmy najpierw wzdłuż prawego brzegu Wisły, potem wzdłuż lewego. Wisłę  przekroczyliśmy Mostem Poniatowskiego, a nie Łazienkowskim. Mała zmiana nastąpiła również po 8 km. Nie skręciliśmy w Konwiktorską, ale pobiegliśmy prosto Wybrzeżem Gdyńskim aż do Centrum Olimpijskiego. Potem odbiliśmy na Żoliborz, i trasą Armii Krajowej dotarliśmy do Powązkowskiej. Potem przez Forty Bema prosto do domu.
Tak sobie biegliśmy i snuliśmy rozważania filozoficzno-przestrzenne. Oblecieliśmy wszystkie modne knajpki usiane na prawym brzegu Wisły, potem prawie wszystkie na lewym, mijaliśmy i Bibliotekę BUW-u, i Centrum Nauki Kopernik, i Park Fontann, i Cytadelę, i Park Kaskada, i jeszcze całe mnóstwo innych punktów na mapie… i to tylko 18 km! Prawie pół Warszawy wzdłuż i wszerz i to tylko 18 km!

Ps. Na koniec rozważań doszliśmy do wniosku, że to całe bieganie jest bez sensu. Za 60 zł przyjechalibyśmy taksą pod sam dom w jakieś 30 minut:):):)
Oczywiście żart:)

Ps. 2. W naszych portretach kryje się zagadka. Co to za znak?



10.08.2013

Po deszcz

Czasem słońce, czasem deszcz… Poczekaliśmy na „po deszcz” i pobiegliśmy. Zgodnie z planem treningowym zrobiliśmy dzisiaj 8 km. 

Na mecie hand made nagroda – tarta owocowa:)
Jak zrobić taką tartę? Bardzo prosto :)
Składniki na kruchy spód: 
• 200 g mąki
• 2 - 3 łyżki cukru pudru
• 100 g zimnego masła
• 1 jajko
• 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
Przesianą mąkę, cukier puder i pokrojone na kawałki masło siekamy lub miksujemy mikserem. Dodajemy jajko oraz wanilię, mieszamy lub miksujemy. Lepimy z ciastka kulę, zawijamy w folię i wkładamy pół godziny do lodówki. Po wyjęciu ciasto rozwałkujemy i wykładamy do formy. Spód tarty dziurkujemy widelcem . Pieczemy przez około 30 minut. Po wyjęciu ciasto ostudzić, wyłożyć spód budyniem śmietankowym lub waniliowy, na to ułożyć owoce, a na koniec zalać galaretką.

7.08.2013

Truchtem, susem...

Bezalkoholowe mojito z lodem na mecie:) To nagroda za przebiegnięcie w wieczornym upale kolejnych 8 km. Plan to plan. Systematycznie przygotowujemy się do półmaratonu w Wilnie. To już za 39 dni. 
Tak sobie regularnie trenując obserwujemy różne style biegania. Zawsze na trasie mijamy przynajmniej kilku biegaczy. Każdy z nich biegnie inaczej. Jedni truchtają, stawiając małe i drobne kroki, inni mijają nas dużymi, płynnymi susami. A jak Wy biegacie?


5.08.2013

Szlag nas nie trafił. Parchatka urzekła.


W sobotę po południu jechaliśmy z Puław do Warszawy zmęczeni, ale bardzo zadowoleni. Wracaliśmy ze świetnej imprezy. Ale zacznijmy od początku… 
Już nie pamiętamy, gdzie znaleźliśmy informację o Bieg Szlak Trafi, ale od razu spodobała nam się jego lokalizacja, chociaż dotychczas biegaliśmy tylko po asfalcie - Parchatka. Kazimierski Park Krajobrazowy. Zdecydowaliśmy się biec tylko na 5 km. Jako że biegamy dopiero od wiosny, dyszka w terenie trochę nas onieśmielała.

Pobudka 5.50 i już przed 10.00 byliśmy w Parchatce. Od momentu, kiedy wysiedliśmy z samochodu nie żałowaliśmy naszej decyzji. Najpierw urzekły nas widoki i samo miejsce, potem zaskoczyła nas duża liczba samochodów na parkingu. Okazało się, że na imprezę przyjechały całe rodziny, co tworzyło bardzo fajną atmosferę.
Pierwsze kroki skierowaliśmy od razu do biura zawodów. Od pierwszego kontaktu z organizatorami widać było, że panują nad wszystkim. Sprawnie odebraliśmy pakiety startowe. Szczególnie urzekła nas lniana torba, która będzie nam służyć do następnych zawodów. Potem był czas na rozgrzewkę i przedbiegowe obserwacje. Potem siku i na start! Ruszyliśmy.

Po pierwszej prostej, czekał na nas podbieg, wąską ścieżką pod górę. Szło nam dobrze. Biegliśmy swoim tempem. W tyle głowy mieliśmy nasze ostatnie doświadczenia z Biegu Powstania Warszawskiego, kiedy początek pobiegliśmy za szybko. Gdy wybiegliśmy z lasu naszym oczom ukazały się piękne pola i łąki. Chociaż żar lał się z nieba, można zaryzykować stwierdzenie, że biegło nam się miło i przyjemnie aż do momentu, gdy zaczął się podbieg wąwozem. Podbieg, poodbieg, pooooooodbieg… który niespodziewanie przeszedł w marsz:) Potem już było lepiej. A gdy zobaczyliśmy tabliczkę „4 km”, już tylko czekaliśmy na moment, kiedy będzie z górki. No i było z górki, potem w lewo, prosto i META!!!

A na mecie jak zwykle woda i medal. Medal niezwykły, bo piernikowy. Usiedliśmy sobie w cieniu delektując się wodą i oglądając zmagania tych, którzy biegli na 10 km. Ani się obejrzeliśmy, a na metę zaczęli wbiegać najlepsi biegacze na 10 km.

Umyliśmy się, przebraliśmy i dołączyliśmy do trwającej pod Karczmą Parchatka imprezy. Siedzimy tak sobie na schodach, jemy pyszne warzywne leczo i snujemy refleksje… I tu nie będziemy oryginalni, ale musimy powtórzyć to, co powiedzieli już inni. Profesjonalna organizacja – wydawało się, jakby to była trzydziesta pierwsza edycja Bieg Szlak Trafi, a nie pierwsza:) Świetnie oznaczona trasa, ładna widokowo. Świetna atmosfera. Widać było, że wszyscy dobrze się czuli i fajnie bawili. Kilka godzin po skończeniu biegu nadal prawie wszyscy korzystali z uroków miejsca. 

Po ogłoszeniu wyników z wrażenia spadliśmy z najniższego schodka. Okazało się, że jeszcze nigdy nie zajęliśmy tak dobrych miejsc. III miejsce na 5 km w kategorii „Mężczyźni”, czyli nasze pierwsze pudło oraz IV miejsce w kategorii „Kobiety”, cztery sekundy do pudła! Było to bardzo miłe zaskoczenie.

Jeszcze milsze było to, że wielu z uczestników wylosowało nagrody-niespodzianki. Rzadko się zdarza taka hojność ze strony sponsorów. Szczególnie pozazdrościliśmy sąsiadowi, w którego torbie przyuważyliśmy płyn do spryskiwaczy:) Kolejnym sympatycznym elementem było zbiorowe zdjęcie. I to był znak, że pora ruszać w powrotną drogę do domu.

Jesteśmy chyba zauroczeni:) Od soboty wieczorem Bieg Szlak Trafi to prawie główny temat naszych rozmów. Publicznie chyba jednak nie będziemy go reklamować… No chyba, że organizatorzy zapewnią nam dwa miejsca startowe w przyszłym roku. No dobra, po prostu boimy się, że lista startowa zapełni się po 15 minutach i się nie załapiemy:):)


4.08.2013

18-tka

Na nasze dzisiejsze zadanie w planie treningowym patrzyliśmy z pewną taką nieśmiałością…
Tramwajem dojechaliśmy na Most Gdański. Wysiadka i go! Wzdłuż prawej strony Wisły ścieżką spacerowo-biegowo-rowerową (z widokami lewostronnej Warszawy co chwilę wyłaniającej się zza krzaków) dobiegliśmy aż do Mostu Łazienkowskiego. Potem przez most. Po dokładnym zwiedzeniu terenów wzdłuż lewej strony Wisły – jak widzicie na obrazku było nawet małe leżakowanie - obraliśmy kierunek dom. Od świateł do świateł dobiegliśmy do Powązkowskiej. Gdy Endomondo powiedziało nam, że jest już 16 km, wiedzieliśmy, że jest dobrze. Gdy wybiła 18-tka podbiegliśmy jeszcze kawałeczek i zatrzymaliśmy się pod sklepem. Z okazji pierwszej 18-tki zakupiliśmy dwa radlerki i teraz pijemy za wasze i nasze zdrowie:)





Film Bieg Szlak Trafi 2013



Krótka relacja filmowa Józka, który przyjechał z nami do Parchatki, żeby kibicować nam podczas biegu.
Atmosfera przed biegiem tak go wkręciła, że został nielegalnym biegaczem i jak najbardziej legalnym filmowcem. W ten sposób przebiegł 5 km. Wykręcił całkiem dobry czas, a to, co nakręcił widzicie powyżej.

1.08.2013

Bieg po naleśnika

Buty wyprane, to i biegało nam się dzisiaj lekko i przyjemnie. Plan zrealizowany. 8 km zrobione z nawiązką. Na mecie były naleśniki z jogurtem i jagodami. Jagody z orawskiego lasu, arbuz z bemowskiej Biedronki.